Komentarze: 0
W
końcu postanowiłam założyć swój pierwszy blog i pisać w nim o moich
problemach z odchudzaniem, bo tak naprawdę nie mam komu o tym
powiedzieć Nikt mnie nie rozumie, nikt nie chce zrozumieć! A wszystko
zaczęło się tak...
Prawie 3 lata temu, jako moje postanowienie noworoczne stwierdziałam, że do wakacji muszę zrzucić parę kilo, by na wyjazd ze znajomymi móc się pokazać w całej okazałości i by podziwiali moją rewelacyjną figurę. Na początku
jak wiadomo, wszystko zaczynało się powoli. Skończyłam ze słodyczami,
chipsami i wszelkiego rodzaju smakołykami. Jadłam tylko skromny obiad,
czasami jakąś kanapkę w szkole, owoce. Do dziś nie wiem, kiedy
opętało mnie szaleństwo odchudzania??... Ćwiczyłam wieczorami, zaczęłam
chować jedzenie, wydawać w szkole koleżnkom, karmić zwierzęta na ulicy,
no i chudłam. Nie dużo, ale zawsze coś. Coraz więcej czasu spędzałam
przed lustrem, patrzyłam na swoje grube, obleśne cielsko... Choć jak
moi znajomi twierdzili, nigdy nie byłam gruba. Przy wzroście 1,74
ważyłam 58-59kg, ale dla mnie to było zdecydowanie za dużo!
Kiedy
coś zjadłam, brzuch od razu miałam wielki, ręce i nogi grube, a w
lustrze już widziałam te dodatkowe kilogramy. To było okropne i jest
okropne do dziś!!! Zaczęłam oddalać się od ludzi, tracić
znajomych, nie chciałam nigdzie wychodzić, coraz rzadziej jeździłam na
imprezy, które zawsze uwielbiałam. Nie myślałam nawet o facetach,
powiedziałam sobie, że dopiero kiedy schudnę, kiedy będę szkieletem,
może wtedy zacznę kogoś szukać... Ale nie wtedy...
Dlaczego
właściwie zaczęłam się odchudzać?? Jak już wcześniej wspomniałam, to
było moje postanowienie noworoczne, ale również czułam się samotna.
Chciałam zwrócić uwagę ważnych dla mnie osób, by trochę bardziej
zaczęły się mną
interesować, a ja zawsze lubiłam być w centrum zainteresowania. Gdzieś
po pół roku odchudzania zaczęłam się zmieniać. Wiele rzeczy mnie
drażniło, nie potrafiłam dogadać się z najlepszą przyjaciółką, ale mimo
to nadal imprezowałam, bawiłam się itp. A waga powoli spadała...
Czytałam wiele blogów o anoreksji i zastanawiałam się, dlaczego te
dziewczyny tak szybko chudły, jak im się to udawało?? Ja chudłam bardzo
powoli i tak jest do dziś, choć wiem, że przytyłam! Czuję to!! Nie mogę
patrzeć na moje obleśne sadło! Gdy na moim ciele widać kości, jestem
zadowolona, bo jakieś efekty są, ale gdy ich nie widać, mam ochotę
wyciąć te grube części, by widać było sameKOŚCI.
Półtora roku po
rozpoczęciu odchudzania moja psychika była w fatalnym stanie. Kłótnie z
rodzicami, znajomymi, do których sama doprowadzałam i próba samobójcza.
Myślałam już o tym wcześniej, najpierw jedna, pokłóciłam się z
chłopakiem, wypiłam trochę alkoholu i chciałam rzucić się pod pociąg,
ale on zdążył na czas... Byłam zła, z drugiej strony szczęśliwa, bo
wiedziałam, że mu na mnie zależy. Ale nie trwało to długo, po jakimś
czasie rozstaliśmy się, jeszcze bardziej się załamałam. Później
zmieniłam towarzystwo. Imprezy, narkotyki, wracanie nad ranem do domu,
ale odchudzanie było wciąż ze mną. Nie było dnia, godziny, w której bym
nie myślała o tym, jaka jestem gruba. Nadszedł trudny dla mnie okres.
problemy, kłótnie, niezrozumienie, chęć odizolowania się od świata. I
kolejna próba samobójcza...
Zrobiłam to! - Wyskoczyłam z okna pod
wpływem alkoholu. Miałam już wszystkiego dość, a alkohol pomógł mi to
zrobić! Byłam nieprzytomna, wylądowałam w szpitalu. W efekcie tego
połamane żebra, obie ręce, nogi, problem ze wzrokiem. Wciąż ryczałam!
Żałowałam, że przeżyłam! Przecież zrobiłam to po to, by skończyć ze
sobą!!! Po dość długim pobycie w szpitalu wróciłam do domu. Znajomi
mnie odwiedzali, non stop ktoś przewijał się przez mój dom. Szkołę
zaczynałam dopiero od II semestru. Matura przede mną, a ja w ogóle się
nie uczyłam, nic nie umiałam. Lekarze mówili, że nie dam rady zdać,
więc mam sobie odpuścić i zdawać w przyszłym roku. Wkurzyłam się!! Ja
nie dam rady?? W życiu nigdy!!! Wzięłam się za siebie i nadrobiłam
wszystkie zaległości w bardzo krótkim czasie. Maturę zdałam na bardzo
dobrych wynikach. Kolejny powód do tego, by się cieszyć, że coś mi się
udało. Ale...waga niewiele drgnęła. Choć przez pobyt w szpitalu
schudłam sporo, ale podczas pobytu w domu jadłam więcej. Ta próba
samobójcza nie dawała mi spokoju, odchudzanie zeszło na drugi plan.
Jednak najbardziej bałam się mojego pierwszego dnia szkoły. Bałam się
tych wszystkich spojrzeń ludzi, że oni wiedzą, powiedzą coś głupiego i
co ja zrobię?? Ale prawie nikt o tym nie wspominał. Jednak z czasem
zauważyłam, że moje koleżanki zaczęły się ode mnie odwracać. Udawały
obrażone, gdy pytałam co jest powodem tego, że się nie odzywają, nie
chciały mówić. I zmieniłam się... gdy ktoś nie odzywał się do mnie, ja
go ignorowałam i też miałam gdzieś. Teraz mam niewielu znajomych.
Wydaje mi się, że ludzie właśnie przez tą próbę samobójczą odwrócili
się ode mnie, bali się czegoś, bali się mnie... Ale nikt nie wiedział,
jak ja się z tym czuję, jak mi jest ciężko. Wiele nocy nieprzespanych,
przepłakanych, samotnych.
Tamto doświadczenie, dawne przyjaźnie,
wypady na imprezy itp. nauczyły mnie czegoś. Inaczej patrzę na życie,
przede wszystkim na ludzi i jeśli mam znajomych, to dobieram ich
ostrożnie.
I nadal tkwię w odchudzaniu... Jedno z czego jestem
zadowolona, a nawet szczęśliwa jeśli chodzi o ciuchy to to, że z
rozmiaru 40 zjechałam na 32! Gdy jest mi naprawdę ciężko wystarczy, że
pomyślę właśnie o tym i załamanie mija. Wiem, że DOJDĘ DO
PERFEKCJI...może nie szybko, ale dojdę! Nieważne, czy chudnę 1 kg w
tydzień, czy w 1 miesiąc! Ja po prostu wiem, że chudnę!!!! Wykańcza
mnie to psychicznie, ale innego wyjścia dla mnie nie ma!!!!